Niezwykła więź człowieka i zwierzęcia nie tylko w filmie „Mia i biały lew” – taka przyjaźń naprawdę się zdarza!
Niezwykła przyjaźń ludzi i zwierząt to temat wiodący niejednej książki i filmu. Przypomnieć wystarczy chociażby wzruszające historie z takich klasycznych powieści jak „Biały Kieł” czy „Lassie wróć„. Tej tradycji hołduje „Mia i biały lew” – film, który zachwycił Martynę Wojciechowską i francuską publiczność (ponad 1 200 000 widzów) właśnie wchodzi na ekrany polskich kin. Z tej okazji przybliżamy najbardziej niezwykłe historie przyjaźni ludzi i zwierząt, także tych dzikich i niebezpiecznych.
Gilberto „Chito” Shedden i krokodyl Pocho
Pod koniec lat 80-tych Chito pracował jako rybak i zajmował się połowem ryb w rzece Reventazon. Pewnego dnia na brzegu rzeki zobaczył rannego krokodyla. Umierające zwierzę ważyło zaledwie 70 kilogramów. Okazało się, że lokalny farmer postrzelił krokodyla, kiedy ten polował na jego krowy. Chito nie zastanawiając się ani chwili, wciągnął konającego gada na swoją łódkę i zabrał go do domu, gdzie przez sześć miesięcy pozwolił mu dochodzić do zdrowia: karmił kurczakami i rybami, podawał lekarstwa i pozwalał spać u siebie w domu. Rybak zaczął traktować krokodyla jak zwierzę domowe: mówił do niego, przytulał i głaskał, nadał mu też imię – Pocho. W późniejszych wywiadach wspominał: „Samo pożywienie nie wystarczyłoby, żeby mógł wyzdrowieć. Potrzebna była moja miłość, żeby miał wolę życia”. Chito bardzo szybko zorganizował wszystkie niezbędne dokumenty, dzięki którym Pocho przez okres rekonwalescencji przebywał u niego legalnie. Kiedy jednak krokodyl doszedł do zdrowia i Chito próbował wypuścić go na wolność, Pocho za każdym razem wracał za nim do domu. Krokodyl stał się częścią rodziny rybaka i Chito zaczął trenować z nim wspólny układ w wodzie. Pocho i Chito stali się nierozłączni, a ich występy przyciągały mnóstwo turystów. O ich niezwykłej relacji powstał nawet film dokumentalny. Pocho zmarł w 2011 z przyczyn naturalnych, po ponad dwudziestu latach życia u boku człowieka. Krokodyl, który stał się narodowym pupilem Kostaryki, miał wyprawiony wielki pogrzeb, podczas którego Chito trzymał go za „rękę”. Mężczyzna podkreśla, że Pocho nie był jego własnością, ale najlepszym przyjacielem, jednym na milion.
Casey Anderson i niedźwiedź Brutus
Casey Anderson jest przyrodnikiem i działaczem ekologicznym. Zaprzyjaźnił się z niedźwiadkiem Brutusem, kiedy ten w wieku zaledwie pięciu miesięcy miał zostać poddany eutanazji – grizzly urodził się w parku dzikiej przyrody, gdzie nie było więcej miejsca dla jego gatunku. Casey uratował zwierzę i umieścił w założonym przez siebie rezerwacie grizzly w Montanie w USA. Brutus wychował się pod czujnym okiem Caseya i szybko nawiązała się między nimi szczególna więź. W programie „The Oprah Winfrey Show” opowiadał, że ich relacja wykracza poza związek opiekuna ze zwierzęciem: „Kiedy był małym niedźwiadkiem karmiłem go butelką. Znam go całe jego życie, poznałem wszystkie jego emocje, wiem, kiedy coś mu dolega. I działa to w dwie strony – kiedy miałem trudny okres w życiu i Brutus zauważył, że targają mną silne emocje, starał się mnie pocieszyć, był prawdziwym przyjacielem”. Brutus nie może przebywać w dziczy, ponieważ pierwsze, kluczowe lata życia spędził z dala od matki. Wraz z sześcioma innymi niedźwiedziami mieszka w rezerwacie Caseya. Mimo głębokiej więzi, przyrodnik nie zapomina, że jego przyjaciel nadal jest groźnym zwierzęciem: „Nie traktuję go jak zwierzę domowe, to niedźwiedź grizzly. Zdaję sobie sprawę, że jeśli kiedyś przez moją nieostrożność Brutus zrobi mi krzywdę, to cała moja praca na cześć jego gatunku zostanie zaprzepaszczona” – mówi. „To jest moja ogromna odpowiedzialność. Nie ważne jak bardzo go kocham i jak bardzo mu ufam, nie mogę nigdy zapomnieć, że to dzikie zwierzę”.
Dr Francine „Penny” Patterson i gorylica Koko
Gorylica Koko nie urodziła się na wolności – przyszła na świat w zoo w San Francisco w 1971 roku. Wtedy właśnie psycholożka Francine „Penny” Patterson postanowiła nawiązać relację z gorylicą w celu przeprowadzenia eksperymentu: chciała nauczyć zwierzę języka migowego i jako pierwsza na świecie nawiązać prawdziwą komunikację z innym naczelnym. Ten pomysł od samego początku wzbudzał wiele kontrowersji. Zakładano, że Koko nauczy się gestów i będzie je powtarzać, ale nie zrozumie ich znaczenia. Wkrótce jednak okazało się, że cierpliwość dr Patterson przyniosła pożądane skutki: Koko nie tylko rozumiała mówiony angielski i czytane jej bajki (do jej ulubionych należał „Kot w butach”), potrafiła także używać języka migowego i tworzyć samodzielnie nowe słowa. Eksperyment, który trwał ponad 40 lat, aż do śmierci Koko w 2018, przerodził się w wieloletnią przyjaźń pomiędzy dr Patterson, a gorylicą. Dzięki jej oddaniu sprawie, świat dowiedział się, że goryle są inteligentne emocjonalnie i mają duże możliwości uczenia się. Potrafią artykułować swoje potrzeby i wyrażać emocje.
Zobacz oficjalny zwiastun filmu „Mia i biały lew”: